Lifestyle

Ustal priorytety i wejdź radosnym krokiem w Nowy 2017 Rok:-)

Cześć:-)
Święta, święta i po świętach:-) jutro Sylwester i powitamy Nowy 2017 Rok:-)
Bardzo często ten czas skłania nas do refleksji, przelatują nam przed oczami wspomnienia z całego roku, zastanawiamy się co takiego ważnego wydarzyło się w ciągu roku, co udało nam się zrobić, jakie plany zrealizować itd.  Ale jak to w życiu bywa w ciągu tych 365 dni wydarzyć może się tak wiele! Także są nie tylko wzloty, ale czasami i upadki. Szczęśliwe chwile narodzin, powitania nowego członka rodziny, huczne wesela, wesołe parapetówki, ale w niektórych rodzinach i smutne pożegnania, na które nigdy nie będziemy gotowi. Nim jednak zaczniemy rozważać listę naszych postanowień, planów, warto zastanowić się jakie są nasze priorytety, co jest ważne, ważniejsze – Rodzina, zdrowie, praca, przyjaciele, rozwój, itd. bo kiedy odpowiemy sobie na to pytanie wtedy łatwiej zaplanujemy kolejny, nowy rozdział w naszym życiu.


Przeglądając różne ulubione blogi, często w tym właśnie okresie natrafiam przede wszystkim na posty pt. „podsumowanie”, „plany na Nowy Rok” itd. I powiem Wam szczerze, że o ile sama lubię się cofnąć wspomnieniami do minionego roku, pomyśleć o tym co zrobiłam, co się wydarzyło dla mnie ważnego, o tyle jak chodzi już o plany, to raczej nie wychylam się z nimi zbytnio, mam je sobie powiedziałabym cicho poukładane w głowie. Nie dlatego, że nie chcę Wam o nich powiedzieć, albo to jakaś tajemnica:-) ale nie lubię tak wyliczać, że w tym roku to zrobię to, to, latem to, a na jesień jeszcze to. Może i jestem trochę przesądna, ale lepiej jak się to mówi, po pierwsze nie zapeszać, a po drugie…patrząc na dzisiejsze czasy, to nie wiemy co się wydarzy za miesiąc, dwa…a co dopiero za pół roku i jeszcze dalej.
Prawdę mówiąc myślę czasami o osobach, które miały tyle planów, były niesamowicie aktywne, można by rzec – mogłyby góry przenosić…a jeden moment, jedna chwila sprawiła, że wszystko się zawaliło! Albo zginęli w wypadku, albo ulegli ciężkim obrażeniom, albo choroba zmiotła ich w jednym momencie,…wiem, że to straszne przykłady, i raczej nie za bardzo radosne, czy optymistyczne jak zapowiadałam w tytule, ale nie wiem jak dla Was, ale mnie takie przykłady za każdym razem przypominają o tym, że nie ma czasu do stracenia, trzeba cieszyć się każdym dniem, każdą chwilą. Samej nie zawsze mi się wszystko „chce”, nie zawsze wszystko idzie po mojej myśli, ale staram się podchodzić do codzienności, do życia z uśmiechem na twarzy. Kłopoty w pracy, jakieś małe kłótnie, itp. takie rzeczy to pikuś! Dopóki mamy wokół siebie kochających nas ludzi, naszą rodzinę: rodziców, dzieci, rodzeństwo, dziadków, przyjaciół także, to naprawdę mamy się z czego cieszyć. I jeśli do tego wszystkiego cieszymy się zdrowiem(!) to uwierzcie mi jesteśmy najbogatsi na świecie. 
Nie przepadam i średnio pochwalam takie codzienne narzekanie, leniuchowanie, albo całodzienne spanie…jak niektórzy mają w zwyczaju. Kiedy to widzę/słyszę zawsze mi się wydaje, że ktoś, kto tak robi nie cieszy się tym, co ma; jest niezadowolony z życia, wiecznie zmęczony, sfrustrowany, wszystko źle, i żebyście mnie źle nie zrozumieli, myślę tu o osobach zdrowych, młodych, w pełni sił, nie żadnych schorowanych itp.  Często słychać od nich: „a muszę?”, „a dziś?”, „czemu ja?” no i częste „nie chce mi się”. Mnie też nie zawsze się chce:-) jakby nie było nie jesteśmy na bateryjki:-) więc też nie biegam jak zajączek z duracelem w …., ale wiem też, ile jest osób, które oddały by wiele, by móc dziś pobiegać o własnych siłach, na własnych nogach! 
Oczywiście myślę, że takie przekonania, refleksje nachodzą nas na pewnym etapie życia, albo gdy nam samym życie podsunie takie czy inne wydarzenia. Jedna jest prawda – czasu nie da się cofnąć. Przypuszczam, że są sytuacje, które gdybyśmy przewidzieli wcześniej wpłynęły by na nasze zachowanie.

Co możemy zrobić, zmienić w Nowym Roku??




Ulepszyć relacje
z Rodziną i bliskimi

Hmm, może jakiś przykład: Czasami sobie myślę np. o takich dziadkach, którzy siedzą sami w domach, o wnukach , którzy ich nie odwiedzają, bo o czym z takim starym dziadkiem pogadać, a poza tym nie ma czasu, tyle innych, ważnych spraw. A gdybyś wiedział(-a), że za 2 miesiące tego dziadka/babci nie będzie czy zmieniłbyś(-abyś) coś w tej kwestii? To jeden prosty przykład, który mi się akurat nasunął, bo sama nie mam już ani babci i dziadków też, bo już dawno są na drugim świecie. Jedna babcia zmarła jak miałam 2 miesiące, druga jak 7 lat, także gdyby dziś żyły chętnie napiłabym się z nimi kawy i tak naprawdę poznała je bliżej. Dlatego fajnie byłoby  – jeśli z jakiejś przyczyny troszkę ich zaniedbałeś(-aś) – nadrobić te zaległości, na pewno ich to ucieszy.

Odświeżyć znajomości
Może Twój(-a) brat/siostra mieszka za granicą i właściwie nie utrzymujesz z nimi kontaktu albo odzywacie się do siebie raz od święta? Może urwał się kontakt z przyjacielem/przyjaciółką, z którą byłaś(-eś) bardzo zżyty, mógłbyś(-abyś) konie kraść, a teraz masz wrażenie, że nie ma o czym pogadać? Zrób pierwszy krok, i napisz/zadzwoń, zapytaj co u nich słychać? Oczywiście pierwsze co Ci przyjdzie go głowy to pytanie: „dlaczego to ja mam pierwsza dzwonić? Niech oni zadzwonią!” „Jakby chcieli to by się odezwali”. Możesz zrobić pierwszy krok, a jak będzie wyglądał dalszy kontakt to wyjdzie w praniu. Powiem Ci tak z własnego doświadczenia, że nie raz sama bym zadzwoniła to tu to tam, czasami choćby z życzeniami np. imieninowymi, których nigdy komuś nie składałam, ale zaraz przychodzi mi do głowy myśl: co sobie ten ktoś pomyśli, jak nie dzwoniłam X czasu, albo nigdy, a nagle telefon ni z gruszki pietruszki… Po drugie teraz mam dzieci, więc nie zawsze mogę dłużej pogadać, dlatego kiedy dłuższy czas nie ma się kontaktu z daną osobą, to jeśli już do niego dojdzie to przydałoby się wisieć na telefonie z godzinę, by ponadrabiać zaległości, a tak to telefon raz na dwa tygodnie/miesiąc…i wystarczy zamienić z kimś choćby 5 min:-) – o ile czujesz taką potrzebę.

Zadbać o zdrowie swoje i bliskich
Muszę przyznać, że w pewnym wieku życzenia pt. „zdrowia” nabierają innego znaczenia! Kiedy mamy naście lat to często formułkę „szczęścia, zdrowia, pomyślności” szybko wymawiamy jednym tchem, nie zastanawiając się poważniej nad tym. Ale kiedy w rodzinie ktoś zachoruje, albo gdy sami założymy rodzinę to jest to życzenie, o które modlimy się, aby zawsze nam dopisywało. Sama kiedy o tym myślę, to rzeczywiście każdemu życzyłabym tylko zdrowia, bo jeśli ono jest to jesteśmy w stanie zrobić wszystko, jeśli natomiast tego zdrowia nie ma…to i nie ma radości z niczego.
Zdrowie to jest kwestia często przez nas zaniedbywana, często przychodzimy do lekarza kiedy już faktycznie jest nie do wytrzymania, albo często kiedy jest za późno. Często też olewamy jakieś dolegliwości faszerując się sami lekarstwami, przeciwbólowymi tabletkami itd. Najczęściej nie mamy czasu iść na wizytę. Wiem to sama z doświadczenia. Więc z Nowym Rokiem fajnie byłoby znaleźć taki miesiąc (jakiś martwy dla nas sezon), w którym co roku o tej samej porze robilibyśmy sobie takie rutynowe badania (jakaś krew, usg, cytologia, badanie tarczycy, itp.). To, że zewnętrznie nic nam nie doskwiera nie znaczy, że jest git, nie chodzi mi o wyszukiwanie sobie chorób, ale czasami taka wizyta kontrolna może być dla nas zbawienna delikatnie mówiąc. Piszę to mając w głowie różne przykłady z życia: moich bliskich, znajomych, a nawet takie z tv, gdzie tylko dzięki takiej profilaktyce wróciło u pewnych osób wszystko do normy.
Oczywiście Ty to swoją droga, ale ponadto wsłuchaj się w głos bliskich, czy mama/tata nie narzeka na ból to tu to tam? Może trzeba ich zawieźć (bo nie mają możliwości) do lekarza, umówić na wizytę? Może nawet trzeba im KAZAĆ, dla własnego dobra…bo sami nie widzą potrzeby, a często coś doskwiera. Łatwo się mówi/pisze, trudniej wykonuje, ale kwestie zdrowotne nie powinny być olewane. Miejmy to na względzie:-)

Schudnąć – jeśli nasz wygląd nas nie zadowala
postawić na zdrowe odżywianie
a nie dietę-cud
Oh! „Schudnij” – odkąd skończyłam chyba 16 lat to było coroczne moje hasło, postanowienie, które przyświecało mi przy okazji postanowień noworocznych, adwentów, postów, nadejścia lata, itd. Myślę, że nie jedna z Was ma tak samo. Oczywiście nigdy nie udało mi się wytrwać w postanowieniu, diet mam do dziś całą teczkę, często też nawet głośno mówiłam innym, że mam takie i takie postanowienie, z myślą o tym, że jak komuś powiem to głupio będzie się wycofać – ale cóż – w moim przypadku nie sprawdzało się wtedy nic. Schudłam później na studiach, bez specjalnych obietnic, wyrzeczeń, tak po prostu jakoś się poskładało, stres, itd. ale…jakby nie było zmieniłam od tego czasu nawyki żywieniowe, bo samo w moim przypadku nic się nie zrobi, więc wiem, że jeśli w jakimś stopniu nie będę zważać na to, co jem i wrócę do dawnego „menu” to +10kg mam murowane!
Ogólnie myślę, że ludzie dzielą się na tych, którzy nie muszą zwracać uwagi na jedzenie itd (mniejszość), bo genetycznie mają to uwarunkowane, oraz cała masa tych (większość), którzy jednak myślą o tym, co jedzą. Więc niejednokrotnie wzdychamy nad sylwetkami pięknych modelek, czasami naszych różnych koleżanek, znajomych…a prawda jest taka, że każda z tych osób (tych mających piękną figurę) nie ma tego za darmo, ale zapewniam Cię, że wkłada (mniejszy lub większy) wysiłek w to, by tak wyglądać.

Odchudzanie to temat rzeka i zawsze na czasie, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto pragnie zrzucić kilogramy:-) Jeśli mogłabym coś dodać to nie jest to super proste, ale wykonalne, o ile tylko zrozumiemy, że naprawdę chcemy tego dokonać, i m.in. chcemy zrobić to sami DLA SIEBIE, dla własnego zdrowia i lepszego samopoczucia, a nie kogoś innego, a już na pewno nie dla faceta, bo owszem może on być motywacją, nie mogę się nie zgodzić, nawet znam dziewczyny, które uskrzydlone miłością zrzuciły wagę, ale co w momencie jak Cię porzuci? Dlatego najważniejsze to pomyśleć co jest dla Ciebie priorytetem? Nie ma diety-cud, sama stosowałam mnóstwo różnych diet, ale dziś Ci mogę powiedzieć, że trzeba się przestawić jednak na bardziej zdrowe odżywianie, nie wrzucać w siebie jak do kosza na śmieci wszystkiego, co Ci zaoferują:-) Jak znaleźć motywację? Zdrowie chyba najważniejsze, więc co tu dużo mówić…nadwaga to ból kręgosłupa, ciśnienie i inne różne inne dolegliwości, czasami trudności z zajściem w ciążę, a do tego…niska samoocena, brak pewności siebie, i ogólne poirytowanie:-) Jedni sami dojrzewają do decyzji, innym potrzebny jest kubeł zimnej wody na głowę. Lepsza wersja pierwsza, ale czasami ta druga dopiero potrafi kogoś „obudzić”. Wyobraź sobie, że masz koleżankę z nadwagą, powiesz jej?: „Wiesz co – Kasiu, Basiu, Aniu jesteś za gruba, zrobiłabyś coś ze sobą”, no nie powiesz, bo stracisz koleżankę, obrazi się, albo  zmieńmy rolę – co Ty byś zrobiła gdyby Tobie ktoś tak powiedział? Nie wiem czy mnie by mnie to bardziej zmotywowało, czy raczej wkurzyło, ale pewnie dało do myślenia. Choć są przypadki, że początkowo ktoś się wścieknie, rozzłości, ale taka prawda w oczy właśnie zmobilizuje do działania. Ale jak Cię pyta, albo mówi: „Jestem gruba?” to nie okłamuj, mówiąc „Co Ty, wyglądasz świetnie”, ale można wspólnie przegadać temat/problem, może taka osoba nie ma w nikim oparcia, może potrzebuje fachowej porady od dietetyka, a może to Ty możesz zaproponować wspólną metamorfozę. Choć w tej kwestii myślę, że jednak samemu trzeba dojrzeć do decyzji o zmianie!!

Poznać bliżej swoje wnętrze
swoje potrzeby
swój charakter
Wracając do odchudzania… kiedy dziś o tym myślę, to wydaje mi się, że bardzo złe miałam podejście do sprawy. Nigdy nie myślałam o zdrowiu, o tym co jem, ile, i jakie to ma (a raczej nie ma) wartości, bardziej chciałam być szczupła, by móc bez kłopotu kupić w końcu spodnie w takim sklepie i rozmiarze, w którym chcę, no i wydawało mi się też, że jak nareszcie schudnę to może znajdę swoją drugą połówkę, i w tym czasie nawet jak komuś wpadłam w oko, ktoś okazywał zainteresowanie to zawsze mi się wydawało, że albo ten ktoś jest ślepy, albo coś z nim nie tak, nie myślałam, że może jestem fajna, lub coś w tym stylu, moje poczucie własnej wartości nie było na zbyt dobrym poziomie, ponadto miałam wrażenie, że i mój charakter (bardziej spokojny) też nie powala, więc wydawało mi się, żeby iść na imprezę, żeby być bardziej wygadanym itp. to trzeba się napić piwa, dwa…itd. bo przecież jestem sztywniak, (porównując się wtedy do moich bardziej wyluzowanych i rozrywkowych koleżanek) więc coś trzeba zrobić:-) Dopiero  po długim czasie zrozumiałam, że nie tędy droga! Że każdy ma swój charakter, swoje nawyki, ulubione zespoły, modę, fryzurę, kuchnię, muzykę, towarzystwo itd. itp. I nie muszę być taka jak inni:-)  Takie podejście do życia ma swoje zalążki niestety już w Szkole Podstawowej, z czego nie zawsze zdajemy sobie sprawę. Wtedy chcąc „być w grupie”, nie odstawać, trzeba lubić ten sam zespół, muzykę co inni, itd. bo odstępstwo od tego grozi wyśmianiem, a jeśli jeszcze dojdzie do tego…może jakiś rudy włos, krzywy nos czy nadwaga…to odbija się to potem w latach późniejszych, dopóki człowiek sam sobie tego w głowie nie poukłada.

Być sobą w 100%
Łatwo powiedzieć, ale tylko taki stan rzeczy pozwoli Ci cieszyć się codziennością. Czasami przyjmujemy różne pozy…zakładamy przysłowiowa maskę, staramy się być może „wkupić” w jakieś towarzystwo, albo sprawić, by ktoś nas polubił. Prawda jest taka, że takie zachowanie na dłuższą metę nie ma sensu, jest męczące, i na pewno nie dodaje Ci pewności siebie ani raczej nie uszczęśliwia. Więc nie ma sensu zadowalać wszystkich dookoła, ani dać się wykorzystywać komuś, kto bazuje na naszym charakterze i podejściu do życia, ale należy spojrzeć na siebie i naprawdę zastanowić nad tym: czego ja od tego życia chcę? w jakim kierunku biegnę? w jakim towarzystwie naprawdę czuję się dobrze? Jacy ludzie są dla mnie ważni? czym się interesuję?  Czy moja codzienna praca to faktycznie jest to, co chciałam zawsze robić?  Nie udawaj kogoś innego, bo prędzej czy później ktoś i tak Cię „prześwietli”:-) zatroszcz się o siebie, o swój wygląd,  dobre samopoczucie. Jeśli zaczniesz żyć po swojemu, wg tego, co Ci podpowiada i głowa i serce to zobaczysz, że i znajdą się ludzie, którzy nadają na tych samych falach co Ty.
Co do pracy – nie mówię, że masz dzisiaj rzucić obecną robotą, spokojnie:-) ale jeśli w danym miejscu się męczysz, wiesz, że nie jest to to, co chciałaś(-eś) to im szybciej je zmienisz, tym lepiej dla Ciebie. Nie jest to proste dla wszystkich. Jak chodzi o pracę to akurat znam ludzi, zresztą pokolenie naszych rodziców takie jest, że jak masz pracę to jaka by nie była masz się jej trzymać i koniec. Więc wzmianka o zmianie pracy, o zwolnieniu z obecnej itd. raczej nie spotyka się z pochwałą. Jednak ja sądzę, że życie jest tylko jedno, i dopóki ma się chęć i ochotę to można znaleźć w końcu swoje miejsce, a nowe prace, miejsca, nowi ludzie i doświadczenia tylko pomagają nam zweryfikować co tak naprawdę lubimy.

Doceniać uroki codzienności;
cieszyć się małymi rzeczami

Ostatnio dzieci dawały czadu, co ja piszę, nie ostatnio!! Dzieci cały czas dają czadu, raz mniej raz więcej:-) płakała jak nie jedna córka, to druga, więc już mi ręce opadały, bo i przebrane pieluchy i nakarmione…więc myślę o co chodzi? ale oczywiście ząbkowanie znów dało o sobie znać, a mój mąż ze stoickim spokojem mówi mi: „Ewa, to dzieci więc muszą sobie popłakać, ciesz się, że są zdrowe”, no i faktycznie, ja to doceniam, ale nie myślcie, że za każdym razem jest tak „spokojnie”, bo jak  znowu płakały to mąż nerwowo wołał za mną: „Nie wiesz o co im zaś chodzi?” Więc ja mówię: „To dzieci, więc muszą sobie popłakać”, haha:-) Oczywiście tak się czasami przekomarzamy, jak to w małżeństwie ciśnienie musi być w normie:-) i też nie myślcie, że dzieci płaczą a my nic, wiadomo jak płaczą to raczej nie bez przyczyny więc szybko człowiek chce coś zaradzić, ale to normalne, niemniej jednak to także przykład na to, że ich płacz, często nienajlepsze zachowanie (jak chodzi np. o starsze dzieci) w całej istocie macierzyństwa schodzi jakby na dalszy plan, bo przede wszystkim jakie by nie były i czego by nie robiły to cieszymy się, że te dzieci mamy, bo dzisiaj nie każdy może cieszyć się tym darem. Ponadto codzienność podsyła nam różnych ludzi, różne wydarzenia, okazje, które warto wykorzystywać i doceniać malutkie rzeczy i drobne przyjemności:-) 

Znaleźć swoją odskocznię/pasję/chwilę dla siebie

Kiedy nie tak dawno, tak sobie sama zadeklarowałam, że będę starać się publikować na blogu regularnie raz w tygodniu, dokładnie pod koniec tygodnia…to ku mojemu zaskoczeniu niektórzy zauważyli moją blogową aktywność, no i usłyszałam kilka razy, że ja to mam czas przy tej mojej dwójce, że nagle zaczęłam pisać i się udzielać na Fb? (nie nagle, mój blog będzie miał 3 lata za chwilę) i powiem szczerze, że nie bardzo wiedziałam przez moment jak mam to odebrać? Jako komplement, że mam dwa maluchy i pomimo to potrafię znaleźć czas na blogowanie, czy jakiś zarzut, że tu mała dwójka wymagająca ciągłej opieki, a ja olewam dzieci, bo pisze posty? Zamiast ogarniać dom, który ciągle wymaga roboty to ogarniam Fanpage? Jak to wygląda z mojej strony? No faktycznie niedługo stuknie blogowi 3 lata, aż samej ciężko mi w to uwierzyć. Ale to taki zwykły kreatywno-lifestylowy blog, który na przestrzeni tego czasu parę razy przeszedł metamorfozę, nie tylko wizualną, ale i tematyczną. „Rozeta handmade” to blog, który stanowi dla mnie odskocznię od codzienności, poprzez to niejako kontakt ze światem, no i są to niejako zapiski z tego, czym się zajmuję (jak mam czas), ale jest to dodatek do mojej codzienności. Oczywiście są ludzie, którzy prowadzą blogi biznesowe, zamiast pracować na etacie prowadzą bloga, który przynosi im dochody, są to często blogi tematyczne, znam takie osoby, i dla nich to praca – spędzanie nad blogiem wiele godzin, przygotowywanie materiałów itd. Ja na blogu nie zarabiam, nie mam z tego nic oprócz jakiejś własnej satysfakcji, robię to sama dla siebie, to swoisty wirtualny pamiętnik, w którym dzielę się moją kreatywną codziennością – tak bym to określiła. Tak jak powiedziałam to dodatek, który nie stoi nigdy na pierwszym miejscu:-) To, że dzisiaj bloguję, nie znaczy, że będę pisać za pół roku, czy nawet za miesiąc(!) oczywiście bardzo bym chciała, bo żal mi tej pracy, którą włożyłam do tej pory, ale jednak nie jest to proste i z każdym kolejnym miesiącem moich córek widzę, że czasu mi nie przybywa. I nie chodzi mi o brak kreatywnych pomysłów, bo o ile na kreatywność można coś wygospodarować, o tyle publikacja na blogu (czyli tekst, zdjęcia, jakieś grafiki itp.) zajmuje sporo czasu. Dlatego rozważam co w tej kwestii także poczynić…może skupić się na Fanpage, bo wymaga mniej wkładu pracy? coś muszę wymyślić, żeby nie zrezygnować całkowicie, no i żeby nie zdziczeć w tym domu!!    

***
Dokonać zmiany – dla SIEBIE
ma to być Twoja przemyślana decyzja,
tylko wtedy ma szanse powodzenia
Nowy Rok często napawa nas nową motywacją. Mamy takie wrażenie, że to co stare odchodzi, a teraz przychodzi nowy czas, nowy etap, możemy zacząć jakby życie z nowym nastawieniem, nowymi nawykami, itd. też tak macie? Przed Sylwestrem snujemy plany, czego dokonamy, stąd biorą się postanowienia, „w Sylwestra zjem ostatnie ciacho”, jeszcze wypale ostatnią  pakę fajek, bo od północy koniec, a od Nowego Roku stanę się nową, lepszą wersją siebie, będę się zdrowo odżywiać, nie będę palić, będę fit, i tak można wymieniać… Aż tu nagle po Sylwestrze budzisz się rano, głowa Cię pewnie boli, i patrzysz…a rzeczywistość zbytnio się nie zmieniła…dzień jak co dzień…no i? Kiedyś słyszałam, i też Wam o tym pisałam, że ponoć noworoczne postanowienia tracą na ważności po 3cim poniedziałku po Nowym Roku, potem wracamy powoli do starych nawyków, a silna motywacja jakoś dziwnie zanika…:-) Ja dawniej nawet do 3go poniedziałku nie umiałam wytrwać:-) dlatego…chcę Wam powiedzieć, że Nowy Rok to faktycznie super okazja do postanowień, ale jeśli naprawdę czegoś chcesz, dokonać jakiejś zmiany w sobie, w życiu… to nie czekaj na Nowy Rok, albo że zaczniesz „od poniedziałku”, bo to takie odwlekanie i szukanie wymówki, by tylko oddalić to „coś”, musisz zrozumieć przede wszystkim to, że to, czego chcesz dokonać robisz dla siebie, nie dla innych, więc jeśli chcesz rzucić palenie albo zacząć walkę o lepszy wygląd w tą niedzielę to zacznij, bo mnie/nam to różnicy nie zrobi, czy Ty rzucisz, czy Ty schudniesz…to ma być Twoja chęć i Twoja decyzja, Twoje lepsze jutro:-)

Więc ja nie mam takich postanowień że od Nowego Roku to na mur beton robię to i to. Nie. Ja od jakiegoś tam czasu staram się żyć w zgodzie ze sobą, z własnymi wartościami i priorytetami. Nie zawsze wszystko idzie tak jak chcę, ale tak bywa. Nie biegam za nikim, za niczym. Mam nowe plany, które myślę wdrożyć w życie jak każdy:-) Znaleźć można wśród nich mnóstwo zagadnień: i jakaś aktywność (i nie w ramach odchudzania, choć nie zaszkodziłoby, ale bardziej zdrowotnie, bo doskwiera mi ból placów/kręgosłupa, więc przydałby się jakieś regularne ćwiczenia, nie dopiero wtedy jak mnie już poważnie łupie…niestety w tej kwestii jestem straszny leń!), i plany kreatywne też jakieś mam, chciałabym wrócić choć troszkę do szycia i nauczyć się w tym roku szyć dwie rzeczy na własny użytek, o których od dawna myślę, zgłębiać tajniki scrapbookingu, który nie tak dawno skradł moje serce, chciałabym także dokształcić się znów na jakimś kolejnym kursie wizażu jak tylko mi się uda, no i koniec lata zapowiada się ciekawie, bo kończy mi się urlop macierzyński, więc muszę podjąć pewne ważne decyzje co dalej…ale na razie rozważam różne opcje, bo jeszcze mam czas, ponadto kto wie, czy nie wymyślę czegoś innego do tego czasu, albo nie zmienię zdania co do aktualnego pomysłu, mam nadzieję, że za jakiś czas wszystko się wyklaruje. No i co jeszcze? Wpadłam jakiś czas temu na ciekawy pomysł, w który to i Was chciałabym zaangażować, miałam o tym pisać niedawno, ale pomyślałam, że teraz taki czas adwentowo-świateczno-noworoczny to nie ma co głowy zawracać, ale jak się nic nie zmieni to niebawem Wam o nim opowiem, ale muszę to najpierw przemyśleć, czy faktycznie znajdę czas, bo albo jedno, albo drugie.

Także przed nami cały kolejny rok, 365 dni, które warto dobrze wykorzystać:-) A żeby nasze plany mogły się realizować  i moje i Wasze to życzę Wam i sobie przede wszystkim dużo zdrowia, a jak tylko ono będzie dopisywać to jakoś damy rade ze wszystkim:-) Jak tylko macie ochotę to dajcie znać jakie Wy macie postanowienia, czy plany, albo…jakie dawne postanowienie było dla Was najlepszą decyzją i wpłynęło na Waszą przyszłość.

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie,
życząc radości, pomyślności
i udanego Sylwestra (ja spędzam go przed Tv)
Buziaki:-*
Ewcia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.